Dexter Foma
Prychnąłem pod nosem, dostrzegając rozbawione spojrzenie Sky.
– Tylko nie zwierzaki – powiedziałem z oburzeniem.
– Wolisz obchód po wiosce? – spytała, nawet nie ukrywając uśmiechu.
Spojrzałem błagalnie na Fomę.
– Ty decyduj.

Uśmiechnąłem się, kręcąc głową.
– Obchód po wiosce brzmi zachęcająco – odpowiedziałem, kątem oka spoglądając na Dextera.

Kiwnąłem głową z ulgą.
– Te zwierzaki są straszne – wymamrotałem, mrużąc oczy.
– Zignoruj go – powiedziała z rozbawieniem Sky do Fomy. – Kiedy pierwszy raz przyjechał z Heather, próbował ujeżdżać krowę, a potem wylądował w błocie.

Wybuchnąłem śmiechem.
– Krowę? – Zakrztusiłem się kawą. – Dexter, ujeżdża to się konie, wydawało mi się, że doskonale o tym wiesz – przewróciłem oczami i powoli wstałem ze swojego miejsca. – Dziękuję. – Uśmiechnąłem się, biorąc swój talerz i kubek.

Przewróciłem oczami, powtarzając gest chłopaka.
– Nie znasz się – podniosłem się, wstawiając naczynia do miski, stojącej na szafce. W międzyczasie Sky zaczęła szykować koszyk.
– Niebieska paczka to cukierki, rozdajcie je na placu przy szkole. Czerwona dla żony kowala, trzy krople dziennie. Szarą trzeba dostarczyć stajennemu od Jasona, nieco za wioską, niech dosypie garść ziaren przy porannym karmieniu. Zerknijcie do Lindy Howell, spytajcie, czy dziecku zeszła gorączka. Potem zajdźcie do Zefira, będzie wracał z listami z Kyonen. Jakby ktoś mnie szukał, będę w zagrodach – streściła.

– Nie mniej od ciebie – warknąłem w jego kierunku.
Przeniosłem wzrok na Sky, uśmiechając się szeroko.
– Zapamiętane – odpowiedziałem.

Kiwnęła głową z ulgą.
– Obiad o piętnastej, potem możemy zacząć wstępną sesję, co ty na to?

Pokiwałem głową, choć moja dłoń, świadomie czy nie, zacisnęła się mocniej na kubku.
– Kiedyś trzeba – parsknąłem.

– Potem pogadamy bez akompaniamentu jęków – machnęła dłonią w moją stronę. Wydałem z siebie oburzony odgłos.

Uśmiechnąłem się, kręcąc głową.
– Idziemy? – Przeniosłem swój wzrok na Dextera, patrząc na niego pytająco.

Kiwnąłem w stronę chłopaka głową, a już po kilku minutach rozpoczęliśmy wędrówkę. Słońce leniwie wspinało się po horyzoncie, rozpoczęliśmy wędrówkę wzdłuż wydeptanej ziemi. Koszyk ciążył nieprzyjemnie, co dość szybko miało się zmienić. Co jakiś czas do naszej gromadki dołączał kolejny bachor, najwyraźniej spieszący się do z tego, co pamiętam, prowizorycznej szkoły.

Parsknąłem śmiechem, kątem oka spoglądając na Dextera walczącego z obładowanym koszykiem i wesołą gromadką dzieciaków, która plątała mu się pod długimi nogami.
– Daj mi. Dex, pomogę ci... – mruknąłem, chwytając za wiklinową rączkę.


  PRZEJDŹ NA FORUM